Abstract: | ...Ewolucja poezji
Stanisława Barańczaka dokonuje się z żelazną konsekwencją.
Widać to tym wyraźniej, gdy lekturę kolejnych
tomów poprowadzimy w perspektywie zmagań poety
z kluczową dlań tradycją romantyczną. W Dzienniku
porannym nakreślony został program jednostkowego
heroizmu wyrażony w duchu prometejskiej samowystarczalności
człowieka-bohatera. Konsekwencje zrealizowania
tego programu oglądamy na kartach Ja wiem, że to
niesłuszne i Tryptyku: zapis poetycki uzyskał w tych tomach
etyczną sankcję. Poeta przyjął rolę spiskowca
i więźnia. Dramatyczny ciąg dalszy takiej postawy znany
jest w kulturze polskiej nazbyt dobrze: wygnanie. Przez
Barańczaka-poetę traktowane jednak z Norwidowskim
dystansem: 1 nie używać słowa „wygnanie”, bo to nieprzyzwoicie
i bez sensu..., Iskąd to urojone, uproszczone prawo
do wygnania, jakby nie było prawdą, że i tak nikt dziś
wieczór nie zaśnie na własnej Ziemi... W wierszach poety-
-emigranta na miejsce wygasłego w drugiej połowie lat
siedemdziesiątych prometeizmu przychodzi poszukiwanie
„ostatecznego układu odniesienia”: ...nie myśl, że nie jestem
wstanie merzyć, żeśjest. W to nie wierz: jestem. Ostatnie
słowo wiersza czytane w kontekście poprzednich jest
wyznaniem wiary: „jestem w stanie wierzyć”, „wierzę” —
takie są jego sensy. Ale postawiono je w miejscu tak znaczącym
(ostatnie słowo wiersza, ostatnie słowo tomu), że
trudno obok tego faktu przejść obojętnie. Przypomina to,
jak myślę, że człowiek zachował pozycję Centrum w poezji
Barańczaka i, nie ma żadnych wątpliwości, człowiekiem
tym jest w gruncie rzeczy on sam: Stanisław Barańczak. |